- Po co pukasz jak i tak masz w dupie czy śpię?- burknęłam w stronę blondwłosej kuzynki. Magda uśmiechała się niezrażona.
- Dosyć tego spania, już dochodzi jedenasta. Jak tak będziesz długo leżeć w łóżku, to całe życie prześpisz.
- Nie byłoby to złe życie w takim razie - burknęłam, wstając i wyrywając jej kołdrę z dłoni. Magda wyglądała na wyjątkowo zadowoloną z czegoś. Niebieskie oczy zostały umiejętnie podkreślone kredką oraz tuszem do rzęs. Dzisiejszy makijaż sponsorował 'natural look', który miał jedynie podkreślić smukłą twarz i ukryć wszelkie nierówności bądź zaczerwienienia na skórze. Miała na sobie luźną, kolorową sukienkę wiązaną na szyi, która wdzięcznie podkreślała jej zgrabną sylwetkę.
Potarłam oczy próbując wyostrzyć wzrok i pozbyć się senności.
- No? Czego chcesz? Wnioskując ze stroju wybierasz się na plaże, a więc baw się dobrze.
- Oj tam, przestań już. Chodź z nami, jest świetna pogoda. Zobaczysz, będzie super. Poopalamy się, popływamy, a chłopaki będą nam stawiać driny- zaczęła zachwalać.
- Nie chcę, nie lubię ciepła, za to lubię swoje łóżko i chcę tu zostać. Idź sama i baw się dobrze, możesz pozdrowić ode mnie Tiela i Mikaela- odpowiedziałam mając nadzieję, że pertraktacje na tym się zakończą. Magda zmarszczył swoje wyregulowane brwi.
- Ej, przecież nie spotykam się już z Miakelem od półtorej tygodnia. Jedziemy z Tielem i jego kolegą Andree. Andree przyjedzie po nas audi A5 - dodała konspiracyjnym tonem. Nie jestem jakimś znawcą motoryzacji ale po tonie domyśliłam się, że to chyba fajny samochód. Magda sama nie posiadała prawa jazdy więc nie do końca rozumiałam, dlaczego rodzaj pojazdu ma dla niej takie znaczenie.
- Aha, no to Andree. Jak dla mnie to może nawet przylecieć na porze i grać w tym samym czasie na ukulele i tak się nie ruszam z domu. Przecież wiesz, że miałam sporo nadgodzin w tym tygodniu, bo wszyscy wtulili dupy i uciekli na wakacje bądź zgłosili sicka, który kurwa objawiał się wyjątkową opalenizną następnego dnia. Bądź człowiekiem i pozwól mi spać - posłałam jej spojrzenie z cyklu "jetem taka zmęczona". Magda westchnęła ciężko.
- No dobra, tym razem ci daruję, ale w następną sobotę nie ma przebacz - zastrzegła. Pokiwałam głową myśląc o tym, że w następną sobotę i tak nigdzie się nie ruszam. Magda wstała, pomachała ręką i wyszła, zamknąwszy za sobą drzwi zamaszystym gestem. Nareszcie, cisza i spokój. Zamknęłam oczy, starając się oddychać miarowo. Morfeusz już zaczął wyciągać po mnie swe ramiona, gdy usłyszałam odgłos stawianego kubka na stole w rogu pokoju. Otworzyłam oczy, nie do końca rozumiejąc, czemu Magda wróciła do pokoju i położyła w nim kubek. Niestety, to nie Magda stała przy moim stole.
Momentalnie spociłam się jak mysz. W rogu pokoju stał staruszek z przed tygodnia. Te same wielkie oczy wpatrywały się we mnie. Gwałtownie siadłam, zasłaniając się kołdrą. Dopiero co udało mi się wmówić, że w zeszłym tygodniu musiało mi się coś przewidzieć z przemęczenia i mój mózg spłatał mi figla a teraz ten koszmar znowu zmaterializował się. I to w dodatku z samego rana. Oznaczało to dwie rzeczy
Opcja A: jestem przemęczona ostatnio i to po prostu jest jakiś dziwny, bardzo realistyczny sen.
Opcja B: zaczęły się objawy choroby umysłowej.
Najbardziej obawiałam się, że to opcja b, jako że w mojej rodzinie sporo było przypadków różnych chorób psychicznych. Widać w genach zostało mi to przekazane i tak oto w wieku prawie trzydziestu jeden lat i mnie dopadło.Trzeba będzie zapytać rodzinę, którego psychiatrę polecają. No i zabookować bilet do Polski, jako iż lekarzom w tym kraju nie ufam za grosz.
Wytwór mojego mózgu poruszył się niespokojnie. Miał dzisiaj na sobie coś w stylu kimono o kolorze zgnitej zieleni. Z widocznej przestrzeni na piersi, gdzie krzyżował się materiał, wystawały bujne, siwe włosy na klatce piersiowej. Podniósł rękę, a długi rękaw zwisał swobodnie ukazując żylaste przedramiona.
- Amulet. Nie zapominaj o amulecie - powiedział wskazując coś leżącego przy mojej poduszce. Znajdował się tam ten pierdolony kamień, który tak naprawdę nigdy nie był w mojej kieszeni. Zakryłam twarz dłońmi.
- Pojebało mnie- jęknęłam ciężko.
- Słuchaj no maro mojego mózgu, dopóki nie udam się do psychiatry i nie dostane jakichś porządnych tabsów, weż sobie gdzieś idź. Nie istniejesz. Nie ma opcji, że jakiś szalony dziadu w w zgniłym kimonie stoi sobie przy stole w moim pokoju - powiedziałam głośno, przekonując sama siebie.
W ogóle czemu zgnite? Serio, mózgu? Nie mogłam wymyśleć przynajmniej jakiegoś ładnego koloru? No i ten dziadu! Ja pierdole, dlaczego nie mógłby to być jakiś muskularnie zbudowany facet o potężnych plecach?
- Amulet!- znowu usłyszałam. odkryłam twarz i spojrzałam z niechęcią na staruszka. Tym razem jego siwe włosy wesoło sterczały z podłużnej głowy.
- No tak. Dziadek serio weź sobie gdzieś idź i daj mi spokój- rzekłam, próbując przekonać nieistniejący twór, by se gdzieś polazł. Ta wypowiedź jako pierwsza wywołała reakcję na twarzy staruszka. Zmarszczył gniewnie brwi.
- Żaden dziadek! Jam jest bóstwo świątyni Tal ara! A tyś jest mój następca!- zawołał, wyraźnie oburzony. Zmarszczyłam brwi w zamyśleniu. Czyżbym miała jakiś kompleks wielkości? Może czułam, że moja egzystencja nie ma zbytnego celu czy sensu, stąd to pierdolenie o bóstwach? Ale czekaj, nie przypominam sobie abym kiedyś miała problem z manią wielkości. Hm, może to jakieś głęboko ukryte pragnienia? Chuj wie, nigdy nie interesowałam się sprawami natury psychicznej.
Próbowałam znaleźć jakieś racjonalnie wyjaśnienie, z drugiej jedna strony, skoro jestem chora umysłowo, to o jakiej logice można tu mówić czy racjonalności?
Staruszek tupnął w deski podłogi, przypominając o swojej obecności.
- Dobra, sorry. Więc jesteś bóstwem i ja też będę bóstwem. Spoko. Czy mógłbyś mi może jakoś przybliżyć jak doszło do tego, że zostałam mianowana następcą bóstwa chuj-wie-czego? Bo muszę przyznać, że system selekcji oparty na leżeniu w poprzek ścieżki rowerowej w środku nocy jest dosyć wątpliwym rytuałem- zapytałam. Doszłam do wniosku, że najlepszym sposobem zrozumienia choroby psychicznej z jaką się borykam, by potem móc w spokoju przedstawić ją psychiatrze, będzie wypytanie dziaduszka.
Dziadek odchrząknął, po czym wypiął dumnie pierś.
- Tal ara, nie chuj- wie- czego - poprawił mnie, wznosząc palec w górę dla zaakcentowania swoich słów.
- Dobra, cokolwiek. Kontynuuj, proszę - poprosiłam.
I dziadek zaczął swoją opowieść. W miarę jak jego słowa wypełniały pokój, uświadomiłam sobie jedną, acz bardzo istotną rzecz.
Jestem po uszy w gównie.