Nienawidzę wyjeżdżać.
Kiedyś, gdy byłam małym i durnym gówniarzem myślałam z zachwytem o pracy,
dzięki której będę mogła wyjeżdżać, nigdzie na dłużej nie zagrzać miejsca,
wciąż poznawać nowe okolice i ludzi. Gdy podrosłam i mój charakter zaczynał się
z kształtować i zamieniać w stałe struktury zrozumiałam, jak bardzo się
myliłam. Każdorazowo psychiczne cierpienie, które pojawia się, kiedy zmuszona
jestem wyrwać się z swojego poukładanego świata i życia, gdy kolejne
okoliczności zmuszają mnie do porzucenia ważnych dla mnie ludzi, niszczy mnie
to od środka. Pojawia się uczucie pustki i straty, którego nowe doświadczenia
nie są wstanie wypełnić. Często słyszę, że trzeba w życiu wszystkiego
spróbować. Otóż nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Nie trzeba próbować
jedzenia robaków by wiedzieć, że są paskudne. To, kim jesteśmy pomaga nam
zdefiniować szereg rzeczy, które warte są wypróbowania oraz te, których należy
unikać. Dlatego też będąc w Polsce wiedziałam, że kolejny wyjazd „za chlebem”
przyniesie ten sam ucisk w piersi, jak wcześniejsze sytuacje, gdy musiałam
porzucić stabilizację na rzecz nieznanego.
***
Na wyjazd zdecydowałam
się z powodu problemów z znalezieniem pracy w Polsce oraz wizją dorobienia się
jakichś oszczędności pracując za granicą. Że łatwo nie będzie,wiedziałam od
początku. Zresztą pracy, takiej naprawde ciężkiej fizycznie się nie obawiałam -
zbyt wiele w tym swoim krótkim życiu zapierdalałam, nierzadko zbliżając się do
granic wytrzymałości mojego ciała, kiedy ból skatowanych mięsni stawał się
potworny, a w głowie kołatała tylko myśl „niech to się skończy, ja już dłużej
nie mogę” - mimo to jednak zaciskałam zęby i pracowałam dalej. W noc
poprzedzającą wyjazd siostrze udało się dokopać do informacji o agencji pracy,
w której się zatrudniłam - pisano tu o niewolnictwie, nieludzkich warunkach,
oszustwie nie wypłacania większości pensji, jak i oszustwie w sprawie pracy nie
na godziny, a na akord, tj. liczy się ilość przepracowanych pokoi. Kobiety
pisały o zniszczonym zdrowiu i nerwach, o psychicznym terrorze przełożonych i
wielu innych rzeczach, które czyniły pobyt tu dla nich niewykonalnym. Było już jednak
za późno, aby się wycofać, poza tym najlepiej takie rzeczy zbadać na własnej
skórze. Przyleciałam więc do Amsterdamu, gdzie z lotniska odebrał mnie koordynator
i zawiózł do biura, gdzie podpisałam
stosowną umowę, a następnie odwiózł mnie do mieszkania. Tego dnia akurat szalał
tajfun, pierwszy raz nie mogłam oddychać z powodu pędu powietrza, czy też
musiałam trzymać się barierek, aby nie zwiało mnie na ulicę. Mieszkanie
mieściło się w bloku w samym środku tureckiej dzielnicy, gdzie praktycznie
białego człowieka uraczyć się nie dało. Ponadto, jak się okazało, trafiłam w
sam środek konfliktu pomiędzy dwoma wrogimi obozami: jedną stronę stanowi moja
współlokatorka, 29 letnia Asia, która od 5 lat błąka się po Europie zaczepiając
się w różnych pracach, najwięcej czasu jednak spędziła tu, w Holandii, gdzie
znalazła sobie chłopaka, który z kolei przyjechał w poszukiwaniu pracy z
Portugalii. Druga strona to Bożenka ok. 45 letnia drobna kobieta, ogolony na
łyso 28 letni Polak, Edward oraz młodziutka i durnowata Weronika, to oni rządzą
mieszkaniem i z bezwzględnością prześladują oraz uprzykrzają życie osobom,
które nie chcą się im podporządkować. W ten sposób wykurzyli całą rzeszę osób,
manipulując nimi, obmawiając i stosując przeróżne fortele łącznie z groźbami.
Zarówno Bożenka, jak i Asia potwierdziły wszystkie opinie, jakie znaleźć można
w necie- o niewolniczo ciężkiej pracy, wypłatach takich, że starczy Ci tylko na
jedzenie i wielu, wielu innych rzeczach. Podkreślając przy tym wielokrotnie,
jak koszmarnie ciężka jest to praca. Około 90% kobiet nie wytrzymuje pierwszego
tygodnia bądź dwóch - każda z tych kobiet to przykład innej, smutnej historii i
tego, jak zostały potraktowane przez jebaną Polskę. Przyjechała tu kobieta,
która miała sklep z ręcznie robionymi naczyniami,wazonami i innymi
rekodziełami, zostałą oszukana przez częśc klientów, którzy nie zapłacili za
zakupy oraz okradziona w nocy, straciła swoje źródło utrzymania, nasze drogie
państwo natomiast wlepiło jej taki podatek, że stanęła w obliczu
kilkudziesięciu tysięcznego długu. Wyjazd w celu zarobkowym jawił się jak
marzenie, zostawiłą więc 18 letnią córkę i pojechała, gdy zobaczyła nieludzkie
normy, których nie dało się wykonać, aby uzyskać pensję, o jakiej mówiło biuro,
załamała ręce. Maksymalna ilość pokojów, jaką była wstanie zrobić wynosiła 14,
a podstawą jest 18. Siedziała kobiecina więc po 9-10 godzin dziennie, gdy
tymczasem płacono jej tylko za 5 godzin, reszte robiła za darmo. Ponadto zawsze
coś było nie tak w posprzątanym pokoju, wiecznie ją cofano, aż zaczęła wątpić w
siebie (takie załamanie podobno każda kobieta przeżywa, ciągle gdy jest
besztana, gdy wiecznie jest coś nie tak, nie wyrabiasz się w czasie, bo masz
np. 20 min na posprzątanie apartamentu, gdzie nie może znaleźć się ani jeden
włos! Niezależnie, czy na podłodze, łózku, czy łazience), załamała się i
wyjechała po dwóch tyg z łzami w oczach, mając jeszcze większe długi (za coś
bowiem trzeba było kupić bilet). Inna kobieta została zwolniona po 25 latach
pracy jako księgowa, w urzędzie pracy wysłano ją na staż, który prowadził 25
letni chłopaczek, kobieta wyśmiała to, bo czego on może ją nauczyć, skoro 25 ma
lat doświadczenia w tej branży? Przyjechała, zrezygnowała po tygodniu -
koszmarnie ciężka praca fizyczna + brak szacunku dla pracownika jako istoty
ludzkiej totalnie ją zbił z nóg. Inna kobiecina zostawiła męża oraz 2 małe
dzieci, pracowała wcześniej jako nauczycielka, ale szkołę zamknięto, żadnej
innej pracy nie udało się znaleźć, a małe dzieci na utrzymaniu, też wyjechała i
zrezygnowała po miesiącu, zaciskała zęby ze względu na rodzinę, ale psychika
zaczęła jej siadać, ciało nie wytrzymywało wysiłku, Wróciła mając tylko tyle
pieniędzy, co na powrót. Setki młodych dziewczyn po szkole/studiach z braku
pracy i perspektyw wyjeżdżają łudzone wizją zarobku i możliwości stanięcia
finansowo na nogi. Odbijają się od muru brutalnej rzeczywistości,
nieprzygotowane na ciężki zapierdol, na traktowanie jak podgatunku ludzi -
robaków z płaczem wracają do Polski. Zostają nieliczni - weterani, które są w
stanie podołać ciężkiej pracy oraz przeszły kryzys i nie załamały się. Te pare
osób pracuje dalej. Gdy człowiek słyszy te oraz wiele innych historii, dopada
go bezsilna złość ,w jakim pojebanym kraju my żyjemy, że zmuszeni jesteśmy na
masową migrację za pracą? Oderwani od domu, rodziny, wrzuceni w upiorny świat,
gdzie jesteś niczym, tylko nędznym robakiem, którego obowiązkiem jest zapierdol
do granic sił. I zdarzyć się to może w każdym wieku - nieważne, czy masz 20 czy
50 lat - nigdy nie możesz uzyskać pewności, że teraz nareszcie „wyszedłeś” na
prostą. Holandia jest przepełniona po brzegi emigrantami całego świata, firmy
zatrudniają pracowników tylko i wyłącznie przez agencje zatrudnienia - tak jest
wygodniej, stajesz się mięsem, za które jedna firma płaci drugiej, na twoje
miejsce znajdą się setki innych, równie zdesperowanych. Od dzisiaj mnie oraz
wielu innych pracowników „dzierżawi” holenderska firma od polskiej agencji
zatrudnienia. Nikt owej firmy na oczy nie widział, tylko co niektórzy wiedzą,
jak się nazywa - a mimo to staliśmy się jej „własnością”. Nikt z nami tego nie
uzgadniał, nie uprzedzał etc. Zresztą, po cóż miałby to robić? Jesteśmy jak
konie pociągowe, które jeden właściciel może wypożyczyć drugiemu, kiedy ten ich
potrzebuje. Jedyne zmiany, jakie zaszły,
to jeszcze mniejszy czas na posprzątanie pokoi. No i podobno mają pojawić się
nowe ubrania służbowe, bo to w czym teraz chodzimy ciężko nawet skomentować.
Pożółkłe ze starości, podziurawione bluzy i spodnie przypominające worki
pokutne nadają nam kuriozalny wygląd. Wyobraźmy sobie zresztą - 4 gwiazdkowy
hotel, a po korytarzu snuje się człowiek w poplamionym, starym białym worze,
przy każdym kroku zaś widać kolana, które przeświecają z olbrzymich dziur w
spodniach. Nawet w szpitalach psychiatrycznych noszą lepsze rzeczy. Poza tym
trzeba cały czas uważać, co i do kogo się mówi, jest masa fałszywych osób,
które zrobią wiele, by Ci zaszkodzić z czystej złośliwości, plotki szerzą się
wielką falą, a wszystko spowija aura słodkiej fałszywości. Jak długo tu zostanę
nie wiem, w przeciwieństwie do większości osób tu przyjeżdżających miałam
kontakt z ciężką pracą, życie też mnie nie oszczędzało, wiec generalnie trochę
potrzeba, aby mnie psychicznie złamać. Jak kasa nie będzie się zgadzać -
wypierdalam. Jak za bardzo będą mną pomiatać - też. Nie mam zamiaru za byle
grosz zapieredalać jak głupi osioł czy dać się traktować jak śmieć. Chyba, że z
kasą nie będzie najgorzej, wówczas co wielokrotnie uświadomiło mi życie, jestem
w stanie znieść bardzo wiele jeśli o warunki pracy chodzi czy też traktowanie
przez przełożonych. Resztę zweryfikuje czas. Często słyszę, czy przyjechałam tu
na stałe. Odpowiadam wymijająco, że wszystko zależy od tego, jak będę sobie
radzić w pracy, ale prawda jest taka, że niezależnie od wszystkiego nie wiąże z
tym miejscem żadnych planów, które przekraczałyby najdłuższy okres w postaci
kilku miesięcy. Moja rodzina i bliscy są w Polsce, a na dłuższą metę nie
potrafię żyć z dala od tej emocjonalnej więzi, która daje mi poczucie
bezpieczeństwa i przynależności. A tego żadne pieniądze nie są w stanie
zapewnić.
***
Jutro przypada mój
pierwszy dzień pracy samej, standardowo jak to w takiej sytuacji bywa dostanę
10 pokoi i pojawi się ostateczny sprawdzian, co pamiętam a czego nie oraz ile
czasu mi to wszystko zajmie. Zobacze tez, ile razy będę zawracana, aby coś
poprawić. Później jak będę miała czas opiszę, na czym dokładnie ta praca
polega. Warto byłoby jednak wspomnieć o tym miejscu, w którym się znalazłam, a
więc o Amsterdamie. Pierwsze słowo jakie ciśnie się w związku z nim to
porządek. Już lecąc samolotem zaskakiwała niezwykłą precyzja, z jaką były
podzielone pola - wyglądały jak odmierzone przy pomocy linijki równe
prostokąty, całość z lotu ptaka zaskakiwała geometryczną precyzją. Nawet kanały
przecinające cały Amsterdam tworzyły równe półkola. W samym mieście ciężko
doszukać się jakiejś dysharmonii, nawet wejście do komunikacji miejskiej nie
jest takie proste - są oddzielnie drzwi, którymi się wchodzi oraz takie,
którymi się wychodzi. Pierwsze i 4 są wejściowe, resztą się wychodzi. Na tablicy
wyświetla się nazwa następnego przystanku wraz z informacją, jakie inny środki
komunikacji (tj. busy, tramwaje czy metro) z niego bądź pobliskiego odjeżdżają
wraz z ich numerami. Aby autobus czy tramwaj się zatrzymał należy nacisnąć
przycisk stop, które są rozlkowane przy każdym siedzeniu, inaczej kierowca się
nie zatrzyma. Kolejna ważna różnica to brak biletów, używa się kart
magnetycznych, które przy wejściu i wyjściu należy przyłożyć. Wszystko to, aby
zaoszczędzić jak najwięcej czasu oraz jeszcze bardziej uporządkować życie
Holendrów. Wszędzie jest czysto, nie ma brzydkich, starych budynków, które
sterczałyby gdzieniegdzie, jak to zdarza się wielokrotnie w polszy, żadnego
grafitii, śmieci na ulicach, czy chociażby nierówno położonej kostki brukowej. Budynki
postawiono z rozmysłem, to samo tyczy się ulic, które z perspektywy wyglądają
jak równe linie, przystanki są nowe i zadbane, brak jakichkolwiek śladów
wandalizmu. Wszystko zostało postawione w tym mieście z rozmysłem, nie ma
miejsca na inne użytkowanie, niż to, które zamyślili twórcy poszczególnych
części miasta. Amsterdam ze względy na ilość kanałów często zwany jest Wenecją
Północy. By to lepiej zobrazować posłużymy się przykładem - każdy z nas wie,
jak wyglądają pierścienie, które tworzą się na wodzie. Kanały przecinające
Amstersdam przypominają właśnie takie pierścienie odchodzące od środka, tworzą
równe półkola. Dlatego też nie ma możliwości nie mieszkać w pobliżu któregoś z
nich, w drodze do pracy mijam 3 bądź 4, znajdują się niedaleko domów
mieszkalnych, a sporo część ludności parkuje tam swoje łódki, czy też żaglówki,
co tworzy dosyć kuriozalne wrażenie, iż mieszkańcy tego miasta równie dobrze do
pracy mogą popłynąć.
\Często można spotkać
się z opinią, iż Holandii dużo ludzi jeździ rowerami, Jest to błędne mniemanie
- tam wszyscy się poruszają w ten sposób, samych rowerów jest z pierdyliard a
może i więcej. Dlatego też należy być czujnym - kierowcy samochodów są uprzejmi
i zwracają uwagę na przechodniów, rowerzysta - nigdy!
***
Jestem po pierwszym
tygodniu pracy. To jest koszmar. Obóz pracy to doskonałe określenie. Gdybym
mogła, wyjechałabym już dziś, ale nie mogę. Dlaczego? Firma doskonale sobie to
wymyśliła. Bez numeru sofi wypłata jest podobnież „nielegalna”. Ale praca jak
się okazuje, jest jak najbardziej legalna. Po tym, jak staliśmy się inwentarzem
nowej firmy, zaszło wiele niekorzystnych zmian, które jeszcze bardziej
utrudniają pracę. Mam nadzieję, że sofi uzyskam w tym tygodniu, bo z „zarobionej”
kasy nie starczy mi nawet na jedzenie, a co dopiero na powrót do Polski.
Wczoraj nie dostałam trolleya(tj wózka, gdzie jest pościel i wszystkie rzeczy niezbędne
do sprzątnięcia pokoju i uzupełnienia brakujących rzeczy) latałam więc po całym
piętrze po poszewki na pościel, mopa etc. w związku z czym 9 pokoi
(zapierdolonych tak strasznie, że łzy człowiekowi w oczach stają) zrobiłam w 8
godzin. Zapłacą mi jednak tylko za 3,5 h. Ogółem sprawa wygląda tak - arbex liczy
sobie za każdą naszą przepracowaną godzine, ale nam płaci za pokój. Po wstepnych
obliczeniach na podstawie roznych zebranych informacji wyszło mi, że za posprzatanie
pokoju brutto masz 3,6 euro. Netto to jakies 2,6-7 euro.To jest wyzysk w
najczystszej postaci, ponieważ my pracujemy na tych jebanych oszustów, płacimy
im ubezpiecznienie, za mieszkanie, a oni jeszcze potrącają z naszej wypłaty
olbrzymie pieniądze bo godz naszej pracy to..19euro! A my z tego zobaczymy przy
dobrym tempie 7,2 euro na godz. Druga sprawa
to ilość pokoi, którą jesteśmy w stanie zrobić. Są ich dwa rodzaje check outy,
które trzeba wysprzątać totalnie i przygotować (masz na nie 20 min, a prawda
jest taka, że jak masz do zrobienia dwa łóżka to one same pochłaniają 15 min
jak się spieszysz) a co łazienką? Pomyciem szklanek i wypolerowaniem ich? Te
pokoje to zmora a są liczone tak samo jak staye. W tych przebywają goście i
trzeba umyć łazienkę, wymienić ręczniki, zaścielić łóżka oraz zmyć podłogę,
pomyć szklanki etc etc. Na to masz 10 min. Robi się je o niebo szybciej i
łatwiej, ale nikt nie patrzy, jaka różnica jest między nimi- 10 check outów to
można się zatyrać, a 10 stayow spokojnie do 14 jesteś w stanie zrobić. Ludzie,
jak widzą nas pchających ten 100 kg wóz w poszarzałych, poplamionych i
podartych ubraniach chwytają się za głowę i się słyszy po ang „Spójrz tam,
widzisz?” (wskazując na nas) „Mój Boże”. To co się tu dzieje to łamanie praw człowieka,
pracy etc. Także mój plan to zdobyć sofi i jebać to wszystko, mam nadzieję, że
stanie się to niebawem, bo każdy dzień tej harówy za psi grosz mija się z
celem, a ta firma nie chce oddać tak łatwo kury znoszące złote jajka, jakimi
jesteśmy my i robi bardzo wiele utrudnień, słyszałam o dziewczynach, którym
grożono, utrudniano wszystko na każdym możliwym kroku. To od nich zależy
uzyskanie sofi, samej nie mogę iść do biura, ponieważ już mnie zgłosili jako
pracownika. Oni specjalnie tak bardzo opóźniają to, aby trzymać w niepewności pracowników
i nie pozwolić im odejść za szybko. Enyłej, teraz doskonale rozumiem, czemu 90%
rezygnuje i stąd ucieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz