poniedziałek, 4 listopada 2013

Pokojówka w Holandii - czyli nowy rodzaj upodlenia



Nienawidzę wyjeżdżać. Kiedyś, gdy byłam małym i durnym gówniarzem myślałam z zachwytem o pracy, dzięki której będę mogła wyjeżdżać, nigdzie na dłużej nie zagrzać miejsca, wciąż poznawać nowe okolice i ludzi. Gdy podrosłam i mój charakter zaczynał się z kształtować i zamieniać w stałe struktury zrozumiałam, jak bardzo się myliłam. Każdorazowo psychiczne cierpienie, które pojawia się, kiedy zmuszona jestem wyrwać się z swojego poukładanego świata i życia, gdy kolejne okoliczności zmuszają mnie do porzucenia ważnych dla mnie ludzi, niszczy mnie to od środka. Pojawia się uczucie pustki i straty, którego nowe doświadczenia nie są wstanie wypełnić. Często słyszę, że trzeba w życiu wszystkiego spróbować. Otóż nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Nie trzeba próbować jedzenia robaków by wiedzieć, że są paskudne. To, kim jesteśmy pomaga nam zdefiniować szereg rzeczy, które warte są wypróbowania oraz te, których należy unikać. Dlatego też będąc w Polsce wiedziałam, że kolejny wyjazd „za chlebem” przyniesie ten sam ucisk w piersi, jak wcześniejsze sytuacje, gdy musiałam porzucić stabilizację na rzecz nieznanego.   
***
Na wyjazd zdecydowałam się z powodu problemów z znalezieniem pracy w Polsce oraz wizją dorobienia się jakichś oszczędności pracując za granicą. Że łatwo nie będzie,wiedziałam od początku. Zresztą pracy, takiej naprawde ciężkiej fizycznie się nie obawiałam - zbyt wiele w tym swoim krótkim życiu zapierdalałam, nierzadko zbliżając się do granic wytrzymałości mojego ciała, kiedy ból skatowanych mięsni stawał się potworny, a w głowie kołatała tylko myśl „niech to się skończy, ja już dłużej nie mogę” - mimo to jednak zaciskałam zęby i pracowałam dalej. W noc poprzedzającą wyjazd siostrze udało się dokopać do informacji o agencji pracy, w której się zatrudniłam - pisano tu o niewolnictwie, nieludzkich warunkach, oszustwie nie wypłacania większości pensji, jak i oszustwie w sprawie pracy nie na godziny, a na akord, tj. liczy się ilość przepracowanych pokoi. Kobiety pisały o zniszczonym zdrowiu i nerwach, o psychicznym terrorze przełożonych i wielu innych rzeczach, które czyniły pobyt tu dla nich niewykonalnym. Było już jednak za późno, aby się wycofać, poza tym najlepiej takie rzeczy zbadać na własnej skórze. Przyleciałam więc do Amsterdamu, gdzie z lotniska odebrał mnie koordynator i  zawiózł do biura, gdzie podpisałam stosowną umowę, a następnie odwiózł mnie do mieszkania. Tego dnia akurat szalał tajfun, pierwszy raz nie mogłam oddychać z powodu pędu powietrza, czy też musiałam trzymać się barierek, aby nie zwiało mnie na ulicę. Mieszkanie mieściło się w bloku w samym środku tureckiej dzielnicy, gdzie praktycznie białego człowieka uraczyć się nie dało. Ponadto, jak się okazało, trafiłam w sam środek konfliktu pomiędzy dwoma wrogimi obozami: jedną stronę stanowi moja współlokatorka, 29 letnia Asia, która od 5 lat błąka się po Europie zaczepiając się w różnych pracach, najwięcej czasu jednak spędziła tu, w Holandii, gdzie znalazła sobie chłopaka, który z kolei przyjechał w poszukiwaniu pracy z Portugalii. Druga strona to Bożenka ok. 45 letnia drobna kobieta, ogolony na łyso 28 letni Polak, Edward oraz młodziutka i durnowata Weronika, to oni rządzą mieszkaniem i z bezwzględnością prześladują oraz uprzykrzają życie osobom, które nie chcą się im podporządkować. W ten sposób wykurzyli całą rzeszę osób, manipulując nimi, obmawiając i stosując przeróżne fortele łącznie z groźbami. Zarówno Bożenka, jak i Asia potwierdziły wszystkie opinie, jakie znaleźć można w necie- o niewolniczo ciężkiej pracy, wypłatach takich, że starczy Ci tylko na jedzenie i wielu, wielu innych rzeczach. Podkreślając przy tym wielokrotnie, jak koszmarnie ciężka jest to praca. Około 90% kobiet nie wytrzymuje pierwszego tygodnia bądź dwóch - każda z tych kobiet to przykład innej, smutnej historii i tego, jak zostały potraktowane przez jebaną Polskę. Przyjechała tu kobieta, która miała sklep z ręcznie robionymi naczyniami,wazonami i innymi rekodziełami, zostałą oszukana przez częśc klientów, którzy nie zapłacili za zakupy oraz okradziona w nocy, straciła swoje źródło utrzymania, nasze drogie państwo natomiast wlepiło jej taki podatek, że stanęła w obliczu kilkudziesięciu tysięcznego długu. Wyjazd w celu zarobkowym jawił się jak marzenie, zostawiłą więc 18 letnią córkę i pojechała, gdy zobaczyła nieludzkie normy, których nie dało się wykonać, aby uzyskać pensję, o jakiej mówiło biuro, załamała ręce. Maksymalna ilość pokojów, jaką była wstanie zrobić wynosiła 14, a podstawą jest 18. Siedziała kobiecina więc po 9-10 godzin dziennie, gdy tymczasem płacono jej tylko za 5 godzin, reszte robiła za darmo. Ponadto zawsze coś było nie tak w posprzątanym pokoju, wiecznie ją cofano, aż zaczęła wątpić w siebie (takie załamanie podobno każda kobieta przeżywa, ciągle gdy jest besztana, gdy wiecznie jest coś nie tak, nie wyrabiasz się w czasie, bo masz np. 20 min na posprzątanie apartamentu, gdzie nie może znaleźć się ani jeden włos! Niezależnie, czy na podłodze, łózku, czy łazience), załamała się i wyjechała po dwóch tyg z łzami w oczach, mając jeszcze większe długi (za coś bowiem trzeba było kupić bilet). Inna kobieta została zwolniona po 25 latach pracy jako księgowa, w urzędzie pracy wysłano ją na staż, który prowadził 25 letni chłopaczek, kobieta wyśmiała to, bo czego on może ją nauczyć, skoro 25 ma lat doświadczenia w tej branży? Przyjechała, zrezygnowała po tygodniu - koszmarnie ciężka praca fizyczna + brak szacunku dla pracownika jako istoty ludzkiej totalnie ją zbił z nóg. Inna kobiecina zostawiła męża oraz 2 małe dzieci, pracowała wcześniej jako nauczycielka, ale szkołę zamknięto, żadnej innej pracy nie udało się znaleźć, a małe dzieci na utrzymaniu, też wyjechała i zrezygnowała po miesiącu, zaciskała zęby ze względu na rodzinę, ale psychika zaczęła jej siadać, ciało nie wytrzymywało wysiłku, Wróciła mając tylko tyle pieniędzy, co na powrót. Setki młodych dziewczyn po szkole/studiach z braku pracy i perspektyw wyjeżdżają łudzone wizją zarobku i możliwości stanięcia finansowo na nogi. Odbijają się od muru brutalnej rzeczywistości, nieprzygotowane na ciężki zapierdol, na traktowanie jak podgatunku ludzi - robaków z płaczem wracają do Polski. Zostają nieliczni - weterani, które są w stanie podołać ciężkiej pracy oraz przeszły kryzys i nie załamały się. Te pare osób pracuje dalej. Gdy człowiek słyszy te oraz wiele innych historii, dopada go bezsilna złość ,w jakim pojebanym kraju my żyjemy, że zmuszeni jesteśmy na masową migrację za pracą? Oderwani od domu, rodziny, wrzuceni w upiorny świat, gdzie jesteś niczym, tylko nędznym robakiem, którego obowiązkiem jest zapierdol do granic sił. I zdarzyć się to może w każdym wieku - nieważne, czy masz 20 czy 50 lat - nigdy nie możesz uzyskać pewności, że teraz nareszcie „wyszedłeś” na prostą. Holandia jest przepełniona po brzegi emigrantami całego świata, firmy zatrudniają pracowników tylko i wyłącznie przez agencje zatrudnienia - tak jest wygodniej, stajesz się mięsem, za które jedna firma płaci drugiej, na twoje miejsce znajdą się setki innych, równie zdesperowanych. Od dzisiaj mnie oraz wielu innych pracowników „dzierżawi” holenderska firma od polskiej agencji zatrudnienia. Nikt owej firmy na oczy nie widział, tylko co niektórzy wiedzą, jak się nazywa - a mimo to staliśmy się jej „własnością”. Nikt z nami tego nie uzgadniał, nie uprzedzał etc. Zresztą, po cóż miałby to robić? Jesteśmy jak konie pociągowe, które jeden właściciel może wypożyczyć drugiemu, kiedy ten ich potrzebuje.  Jedyne zmiany, jakie zaszły, to jeszcze mniejszy czas na posprzątanie pokoi. No i podobno mają pojawić się nowe ubrania służbowe, bo to w czym teraz chodzimy ciężko nawet skomentować. Pożółkłe ze starości, podziurawione bluzy i spodnie przypominające worki pokutne nadają nam kuriozalny wygląd. Wyobraźmy sobie zresztą - 4 gwiazdkowy hotel, a po korytarzu snuje się człowiek w poplamionym, starym białym worze, przy każdym kroku zaś widać kolana, które przeświecają z olbrzymich dziur w spodniach. Nawet w szpitalach psychiatrycznych noszą lepsze rzeczy. Poza tym trzeba cały czas uważać, co i do kogo się mówi, jest masa fałszywych osób, które zrobią wiele, by Ci zaszkodzić z czystej złośliwości, plotki szerzą się wielką falą, a wszystko spowija aura słodkiej fałszywości. Jak długo tu zostanę nie wiem, w przeciwieństwie do większości osób tu przyjeżdżających miałam kontakt z ciężką pracą, życie też mnie nie oszczędzało, wiec generalnie trochę potrzeba, aby mnie psychicznie złamać. Jak kasa nie będzie się zgadzać - wypierdalam. Jak za bardzo będą mną pomiatać - też. Nie mam zamiaru za byle grosz zapieredalać jak głupi osioł czy dać się traktować jak śmieć. Chyba, że z kasą nie będzie najgorzej, wówczas co wielokrotnie uświadomiło mi życie, jestem w stanie znieść bardzo wiele jeśli o warunki pracy chodzi czy też traktowanie przez przełożonych. Resztę zweryfikuje czas. Często słyszę, czy przyjechałam tu na stałe. Odpowiadam wymijająco, że wszystko zależy od tego, jak będę sobie radzić w pracy, ale prawda jest taka, że niezależnie od wszystkiego nie wiąże z tym miejscem żadnych planów, które przekraczałyby najdłuższy okres w postaci kilku miesięcy. Moja rodzina i bliscy są w Polsce, a na dłuższą metę nie potrafię żyć z dala od tej emocjonalnej więzi, która daje mi poczucie bezpieczeństwa i przynależności. A tego żadne pieniądze nie są w stanie zapewnić.
***
Jutro przypada mój pierwszy dzień pracy samej, standardowo jak to w takiej sytuacji bywa dostanę 10 pokoi i pojawi się ostateczny sprawdzian, co pamiętam a czego nie oraz ile czasu mi to wszystko zajmie. Zobacze tez, ile razy będę zawracana, aby coś poprawić. Później jak będę miała czas opiszę, na czym dokładnie ta praca polega. Warto byłoby jednak wspomnieć o tym miejscu, w którym się znalazłam, a więc o Amsterdamie. Pierwsze słowo jakie ciśnie się w związku z nim to porządek. Już lecąc samolotem zaskakiwała niezwykłą precyzja, z jaką były podzielone pola - wyglądały jak odmierzone przy pomocy linijki równe prostokąty, całość z lotu ptaka zaskakiwała geometryczną precyzją. Nawet kanały przecinające cały Amsterdam tworzyły równe półkola. W samym mieście ciężko doszukać się jakiejś dysharmonii, nawet wejście do komunikacji miejskiej nie jest takie proste - są oddzielnie drzwi, którymi się wchodzi oraz takie, którymi się wychodzi. Pierwsze i 4 są wejściowe, resztą się wychodzi. Na tablicy wyświetla się nazwa następnego przystanku wraz z informacją, jakie inny środki komunikacji (tj. busy, tramwaje czy metro) z niego bądź pobliskiego odjeżdżają wraz z ich numerami. Aby autobus czy tramwaj się zatrzymał należy nacisnąć przycisk stop, które są rozlkowane przy każdym siedzeniu, inaczej kierowca się nie zatrzyma. Kolejna ważna różnica to brak biletów, używa się kart magnetycznych, które przy wejściu i wyjściu należy przyłożyć. Wszystko to, aby zaoszczędzić jak najwięcej czasu oraz jeszcze bardziej uporządkować życie Holendrów. Wszędzie jest czysto, nie ma brzydkich, starych budynków, które sterczałyby gdzieniegdzie, jak to zdarza się wielokrotnie w polszy, żadnego grafitii, śmieci na ulicach, czy chociażby nierówno położonej kostki brukowej. Budynki postawiono z rozmysłem, to samo tyczy się ulic, które z perspektywy wyglądają jak równe linie, przystanki są nowe i zadbane, brak jakichkolwiek śladów wandalizmu. Wszystko zostało postawione w tym mieście z rozmysłem, nie ma miejsca na inne użytkowanie, niż to, które zamyślili twórcy poszczególnych części miasta. Amsterdam ze względy na ilość kanałów często zwany jest Wenecją Północy. By to lepiej zobrazować posłużymy się przykładem - każdy z nas wie, jak wyglądają pierścienie, które tworzą się na wodzie. Kanały przecinające Amstersdam przypominają właśnie takie pierścienie odchodzące od środka, tworzą równe półkola. Dlatego też nie ma możliwości nie mieszkać w pobliżu któregoś z nich, w drodze do pracy mijam 3 bądź 4, znajdują się niedaleko domów mieszkalnych, a sporo część ludności parkuje tam swoje łódki, czy też żaglówki, co tworzy dosyć kuriozalne wrażenie, iż mieszkańcy tego miasta równie dobrze do pracy mogą popłynąć.
\Często można spotkać się z opinią, iż Holandii dużo ludzi jeździ rowerami, Jest to błędne mniemanie - tam wszyscy się poruszają w ten sposób, samych rowerów jest z pierdyliard a może i więcej. Dlatego też należy być czujnym - kierowcy samochodów są uprzejmi i zwracają uwagę na przechodniów, rowerzysta - nigdy!
***
Jestem po pierwszym tygodniu pracy. To jest koszmar. Obóz pracy to doskonałe określenie. Gdybym mogła, wyjechałabym już dziś, ale nie mogę. Dlaczego? Firma doskonale sobie to wymyśliła. Bez numeru sofi wypłata jest podobnież „nielegalna”. Ale praca jak się okazuje, jest jak najbardziej legalna. Po tym, jak staliśmy się inwentarzem nowej firmy, zaszło wiele niekorzystnych zmian, które jeszcze bardziej utrudniają pracę. Mam nadzieję, że sofi uzyskam w tym tygodniu, bo z „zarobionej” kasy nie starczy mi nawet na jedzenie, a co dopiero na powrót do Polski. Wczoraj nie dostałam trolleya(tj wózka, gdzie jest pościel i wszystkie rzeczy niezbędne do sprzątnięcia pokoju i uzupełnienia brakujących rzeczy) latałam więc po całym piętrze po poszewki na pościel, mopa etc. w związku z czym 9 pokoi (zapierdolonych tak strasznie, że łzy człowiekowi w oczach stają) zrobiłam w 8 godzin. Zapłacą mi jednak tylko za 3,5 h. Ogółem sprawa wygląda tak - arbex liczy sobie za każdą naszą przepracowaną godzine, ale nam płaci za pokój. Po wstepnych obliczeniach na podstawie roznych zebranych informacji wyszło mi, że za posprzatanie pokoju brutto masz 3,6 euro. Netto to jakies 2,6-7 euro.To jest wyzysk w najczystszej postaci, ponieważ my pracujemy na tych jebanych oszustów, płacimy im ubezpiecznienie, za mieszkanie, a oni jeszcze potrącają z naszej wypłaty olbrzymie pieniądze bo godz naszej pracy to..19euro! A my z tego zobaczymy przy dobrym tempie 7,2 euro na godz.  Druga sprawa to ilość pokoi, którą jesteśmy w stanie zrobić. Są ich dwa rodzaje check outy, które trzeba wysprzątać totalnie i przygotować (masz na nie 20 min, a prawda jest taka, że jak masz do zrobienia dwa łóżka to one same pochłaniają 15 min jak się spieszysz) a co łazienką? Pomyciem szklanek i wypolerowaniem ich? Te pokoje to zmora a są liczone tak samo jak staye. W tych przebywają goście i trzeba umyć łazienkę, wymienić ręczniki, zaścielić łóżka oraz zmyć podłogę, pomyć szklanki etc etc. Na to masz 10 min. Robi się je o niebo szybciej i łatwiej, ale nikt nie patrzy, jaka różnica jest między nimi- 10 check outów to można się zatyrać, a 10 stayow spokojnie do 14 jesteś w stanie zrobić. Ludzie, jak widzą nas pchających ten 100 kg wóz w poszarzałych, poplamionych i podartych ubraniach chwytają się za głowę i się słyszy po ang „Spójrz tam, widzisz?” (wskazując na nas) „Mój Boże”. To co się tu dzieje to łamanie praw człowieka, pracy etc. Także mój plan to zdobyć sofi i jebać to wszystko, mam nadzieję, że stanie się to niebawem, bo każdy dzień tej harówy za psi grosz mija się z celem, a ta firma nie chce oddać tak łatwo kury znoszące złote jajka, jakimi jesteśmy my i robi bardzo wiele utrudnień, słyszałam o dziewczynach, którym grożono, utrudniano wszystko na każdym możliwym kroku. To od nich zależy uzyskanie sofi, samej nie mogę iść do biura, ponieważ już mnie zgłosili jako pracownika. Oni specjalnie tak bardzo opóźniają to, aby trzymać w niepewności pracowników i nie pozwolić im odejść za szybko. Enyłej, teraz doskonale rozumiem, czemu 90% rezygnuje i stąd ucieka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz