czwartek, 18 lipca 2013

Kogo naprawdę potrzebujemy?



Ciekawie czasem spogląda się, jak ludzie zmieniają się z upływem czasu. To, że znaliśmy kogoś 2 – 3 lata wcześniej  nie oznacza, że będziemy mogli z nim obecnie znaleźć wspólny język, i na odwrót. Niektórzy ludzie dojrzewają, dorastają, inni zaś zostają w tyle, zakończywszy już swój rozwój osobowy. To, co kiedyś łączyło nas z innymi, znika. Wraz z upływem czasu część ludzi nieuchronnie zmienia się, dewaluują się wartości, powstają nowe pragnienia, aspiracje. My z przed roku samym sobie czasem wydajemy się innymi ludźmi. W takich chwilach warto zadać sobie pytanie – kogo potrzebujemy? Niby proste, ale praktycznie nikt się nad tym nie zastanawia. Jest pewne grono osób potrzebnych nam do normalnego funkcjonowania. Polegamy na nich, liczymy się z ich zdaniem. Wreszcie, dobrze czujemy się w ich towarzystwie. Każdy ceni te osobniki z innego powodu. Warto więc poświęcić chwilę i zastanowić się, kim są w naszym życiu takie osoby. Oraz ile ich jest. Spora część z nas marnuje czas na bezsensowne dyskusje, rozmowy, na utrzymywanie zupełnie niepotrzebnych kontaktów. No właśnie. Przyjęło się bardzo źle myśleć o tzw. osobach, które odzywają się, gdy czegoś potrzebują. Smutna konstatacja jest taka, że każdy czegoś potrzebuje. Nasz przyjaciel też. I rodzeństwo. Kuzyn. Tylko patrzymy na to inaczej. Nie ma bezinteresownych relacji międzyludzkiej, za każdym razem nawiązujemy je w jakiś celu. Bo nam się nudzi. Mamy ochotę z tą osobą pogadać. On zna się na tamtym. Ona doradzi mi, jaki przepis wybrać. Przyjaciel wysłucha, zrozumie mnie etc. Udawanie, że jest inaczej, uznać można za czysty przejaw hipokryzji. Dlatego też, gdy ktoś po 3 latach nagle się odzywa z jakimś pytaniem czy prośbą, ponieważ coś tam mgliście pamięta, że się na tym znaliśmy, idiotyzmem jest wzdychać, oczy wznosić pod sufit i jebać opisami typu „odzywa się tylko wtedy, gdy czegoś chce, o ja biedna nieszczęsna(y)”. Przykro mi powiedzieć, ale to jest do cholery normalne. Ty też tak robisz. I nie zaprzeczaj. Gdybyśmy nie potrzebowali ludzi i tak świetnie czuli się sami ze sobą, moglibyśmy znaleźć miejsce do życia z dala od wszystkich (co część osób robi). I nie wynika to z faktu, że to jacyś „dziwacy”. Ot, po prostu mają inne potrzeby. Np. potrzebę spokoju od bezsensownej paplaniny czy durnoty ludzkiej, która bije z każdej niemal strony. Warto to uszanować, a nie zarzucać komuś zgorzkniałość czy nieuprzejmość. Prawda bowiem jest taka, że wbrew pozorom nie każdy się cieszy, gdy ktoś chce z nim nawiązać kontakt i uważa to za zaszczyt. Wracając jednak do meritum. Zamiast pozwalać płynąć naszemu życiu, które wypełnia wiele zajęć zwyczajnie marnotrawiących naszą energię zapytajmy czasem siebie, kogo tak naprawdę potrzebujemy. Lepiej mieć bowiem kilka osób, które niezależnie od sytuacji zawsze staną za nami murem, niż tryliard płytkich znajomości utrzymywanych, bo „wypada”. Chyba, że ktoś woli ów tryliard. Pytanie tylko, dla ilu osób z tak dużego grona znajomych naprawdę coś znaczymy. Jak zwykło się mawiać, nie ilość, a jakość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz