Obecnie żyjemy w świecie bez
opóźnień, tempo informacji rozprzestrzenia się natychmiastowo. Katastrofa po
drugiej stronie świata jest naszą katastrofą. Wydarzenia polityczne, czy
medialne nie mają już zasięgu tylko krajowego. Czas rozumiany jako środek
budowania dystansu i bliskości przestał istnieć. XXI wiek to okres „tyranii
chwili”. Eriksen słusznie opisał zmianę, jaka dokonała się w pojmowaniu przez ludzi
czasu. Niejako kolonizujemy czas- planując, staramy się tak ułożyć szereg
zadań, aby potem móc znaleźć „czas dla siebie”. To wiąże się z jarzmem
pośpiechu. A jak powszechnie wiadomo, szybkość jest matką uproszczeń- nie da
się przeczytać książki szybko i bardzo precyzyjnie. Bezpośrednim skutkiem tego
procesu jest pogorszeni jakości. Jesteśmy zewsząd bombardowani gigantycznymi
ilościami informacji, których nigdy nie będziemy w stanie przyswoić i
przetworzyć w danej jednostce czasowej. W związku z tym, coraz częściej zmuszeni
jesteśmy do manipulacji własnym czasem. Dzielimy go na części, tak aby móc
„pomieścić” wszystkie wydarzenia oraz „zdążyć” wypełnić plan dnia. Współcześnie
wyjątkowo popularne stały się wszelkiego rodzaju terminarze oraz organizery. Jak
bardzo, przekonałam się na pierwszym roku studiów, gdy przypadkiem zajrzałam do
terminarza współlokatora i zauważyłam, iż z dbałością zapisał, kiedy oraz o
której godzinie powinien się wykapać, czy naładować telefon, nie pozostawiając
tego typu czynności przypadkowi. Zanotował również informacje, dotyczące
przewidywanej daty zamówienia pizzy czy udania się do pierogarni. Był dla mnie żywym dowodem na to, iż
oświeceniowy mit wiedza=wolność współcześnie działa jako nierówność- im mniej
wiemy, tym więcej czasu możemy przeznaczyć na mniejszą liczbę czynności.
W społeczeństwach azjatyckich,
zwłaszcza w Japonii, od dziecka wpaja się pewne wzorce oraz modele organizowania
czasu. Na piedestał zostają wyniesione wartości takie jak nauka, czy praca.
Powstał zupełnie nowy problem w relacjach międzyludzkich- małżeństwa zawierane
w młodym wieku, w skutek przebywania jednego z współmałżonków praktycznie
codziennie po kilkanaście godzin w miejscu pracy sprawił, iż w momencie
przejścia na emeryturę, styka się ze sobą dwójka, zupełnie obcych sobie ludzi.
Nasuwa się pytanie, czy jesteśmy
jeszcze w stanie zatrzymać proces kolonizacji czasu, wyrwać się z pod tyranii
chwili? Obserwacje, z jakimi stykam się na co dzień, przeczą temu. Najpierw
bowiem potrzebne byłyby ogólne chęci ku temu, a wielkie korporacje
zatrudniające ogromne ilości pracowników dążą do jak najlepszego ich
„wyeksploatowania”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz