Z nazwiskiem Giddensa po raz pierwszy zetknęłam się na jednym z wykładów poświęconych socjologii, gdzie został zakwalifikowany do wielkiej trójcy współczesnych socjologów. W pamięci szczególnie utkwiła mi metafora, jakiej użył. Porównał on bowiem współczesne stosunki społeczne do języka. W ten sposób stawia następującą diagnozę: socjologia w pewnym sensie utknęła, w rozerwaniu pomiędzy
dychotomią, która z jednej strony konstytuuje przekonanie, że społeczeństwo
składa się z wolnych, kształtujących je podmiotów, a z drugiej strony mamy przekonanie deterministyczne - to my jesteśmy uzależnieni od
funkcjonowania struktur makrospołecznych, nie jesteśmy wolnymi podmiotami, które interpretują swój świat, jesteśmy tak naprawdę kukiełkami na sznurkach różnych uwarunkowań o charakterze społecznym. Problem polega na tym, iż jakkolwiek każde
z tych podejść jest heurystycznie poprawne, to owe opozycyjne bieguny mają zapędy totalitarne, uzurpując sobie
prawo do wyznaczania standardów podejścia naukowego w socjologii. Według niego jest to
fałszywa alternatywa, socjologia wymaga teorii, pozwalającej na uniknięcie tego wyboru. Giddens proponuje swoją teorie: strukturacji albo struktury społecznej. To właśnie ona kładzie nacisk na to, iż wszelkie działania i instytucje społeczne funkcjonują podobnie do języka. Owszem, istnieją pewne stałe zasady budowania zdań i łączenia wyrazów (gramatyka, składnia), jak również każdemu słowu przypisane jest jakieś znaczenie (semantyka).
Jednakowoż, to one umożliwiają powstanie jednego z wielu dziwów językowych- otóż ze skończonej ilości wyrazów, jak i reguł, potrafimy zbudować nieskończoną liczbę różnych zdań i wyrażeń. Wielu z naszych wypowiedzi nie słyszeliśmy wcześniej. Zdaniem Giddensa, struktura społeczna, wraz z jej rolami i przede wszystkim, rozbudowanym mechanizmem ograniczeń, działa podobnie. To właśnie owe stałe reguły pozwalają nam na komunikowanie się. Choć brzmi to paradoksalnie, w istocie pewne ograniczenia, nakazy i zakazy są warunkiem niezbędnym, by można było mówić o wolności. Dotyczy to również rytuałów, które na co dzień organizują nasze życie i pozwalają nam czynić je w miarę przewidywalnym.
Ostatnimi czasy oglądałam ciekawy film, gdzie "główna postać negatywna" wygłasza, wydawałoby się banalną uwagę, dotyczącą związanego u jego stóp dziennikarza, który odkrył, iż to on stał za serią brutalnych morderstw. Pomimo jednak tej świadomości, zapytany uprzejmie, czy nie wejdzie na kieliszek wina, skoro już znalazł się w pobliżu domostwa mordercy, z wahaniem, ale wyraził zgodę. Był to jawny dowód na to, jak głęboko zakorzenione są w nas pewne nawyki, kultura postępowania.
Giddens stworzył szczegółowy system teoretyczny z prawdziwą lawiną mniej lub bardziej trafnych pojęć. Przybliżenie całości, czy chociażby większej części, jest zadaniem awykonalnym, jeśli o treść notki bloga chodzi. Jednakowoż, jeden element bardzo mnie cieszył, podczas zapoznawania się z teorią Giddensa- zasadniczo brak w nim pełnego zgorszenia tonu, który z niezachwianą pewnością nawoływałby do zbliżającego się upadku człowieka i jego statusu w systemie społecznym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz