sobota, 21 kwietnia 2012

USOS

Usos... dla wielu studentów jest to zaledwie miejsce, gdzie można znaleźć informację o ocenach, czy przyznanych na poszczególny miesiąc stypendiach. Tak jest w przypadku studentów znajdujących się na kierunkach, gdzie panuje odgórny przydział do grup.  W ich przypadku nie dostrzega się zbytnich zmian, jakie wprowadził Usos w relacjach pomiędzy studentami a uczelnią. Zazwyczaj nie poświęcają Usosowi zbyt wielu myśli.

 Inaczej wygląda sytuacja w przypadku studentów, którzy samodzielnie muszą rejestrować się na zajęcia. Te emocje, gdy zostaje otworzona możliwość rejestracji na zajęcia. System jest przeładowany, strony mozolnie, z oporem się ładują. Wybrańcy losu z szybszym łączem mają okazję zapisać się jako pierwsi i pozajmować najbardziej dogodne w grupach miejsca. Reszta w bezsilnej złości może w myślach poganiać swoją przeglądarkę. Ach, ta wola walki! Następne dni są nie mniej emocjonujące. Należy codziennie kilka razy sprawdzać, czy czasem Usos nie wyrzucił nas albo nie przepisał do innej grupy (co niestety dosyć często mu się zdarza), tak jak i zmieniających się w magiczny sposób prowadzących grupy ćwiczeniowe bądź też same godziny ćwiczeń. Jest to jeszcze ważniejszy element gry, niż samo zapisanie, bowiem wielokrotnie pierwotni „wybrańcy losu” nie dopilnowali magicznych zmian systemowych i później z nieskrywanym zdziwieniem odkrywali, iż znaleźli się w zupełnie innej grupie. Później w ciągu trwania roku akademickiego również należy raz na jakiś czas zaglądać, jak tam miewa się nasze konto na usosie i czy jakieś mroczne moce nie wzięły udziału w zapisaniu nas na dodatkowe zajęcia, na które się nie rejestrowaliśmy. Szczególnie dwukierunkowcy narażeni są na palpitacje serca, gdy z trudem ułożony plan w związku z kolejną zmianą systemową sypie się jak domek z kart.

Czytając różne informacje o Usosie, zapomina się często o tym, iż jest to doskonałe źródło informacji. O prowadzonych na instytucie zajęciach, o godzinach, w jakich można spotkać poszczególnych znajomych (służy temu opcja udostępniania planu). Wreszcie, o innych zajęciach prowadzonych przez „ulubionych” wykładowców, na które również można by się zapisać. Dlatego też, gdy mowa o zmianach, jakie wprowadza Usos, oprócz zmian w strukturze instytucjonalno- komunikacyjnej, czy też zmian w praktykach społecznych warto zaznaczyć, iż Usos to przede wszystkim wielka baza danych o wykładowcach, studentach oraz zajęciach. Można z równą łatwością sprawdzić, jak wygląda plan studentów archeologii, czy zarządzania. Ta wiedza gwarantuje niejako odnalezienie się w nowym środowisku. Środowisku uniwersyteckiego systemu obsługi studentów. 



niedziela, 1 kwietnia 2012

Koniec rewolucji?

Zdarzają się w historii hasła, które są w stanie porwać za sobą tłumy. Są takie sytuacje, gdy człowiek nie potrafi milczeć. Wreszcie, istnieją takie dobra, za które ludzie potrafią walczyć. Jak się okazało, "nie dla ACTA" oraz "wolność w sieci" są jednymi z nich. Przyznam szczerze, iż w świetle ostatnich zajęć z socjologii, nie spodziewałam się tak silnego odzewu społeczeństwa. Otóż zgodnie z teorią jakiegoś ważnego socjologą (którego nazwiska nie pamiętam i oczywiście nigdzie nie zanotowałam), obecne społeczeństwo postindustrialne nie jest zdolne do wielkich ruchów emancypacyjnych. Odwołując się do przykładu rewolucji seksualnej w latach 70. dwudziestego wieku, ów naukowiec doszedł do wniosku, iż obecna sytuacja społeczna charakteryzująca się brakiem instytucji, czy też miejsc będących spoiwem relacji międzyludzkich, wydłużony czas dorastania wiążący się z długoletnim pobytem w rodzinnym domu, gdzie poglądy młodzieży są przytłumione przez rodziców oraz ogółem indywidualizacja młodzieży wraz z pogonią za własnym sukcesem skutecznie tłamszą wszelkie przejawy buntu. Warto bowiem zaznaczyć, iż jednostki najbardziej skłonne do podejmowania tego typu inicjatyw to ludzie młodzi, najczęściej mężczyźni pomiędzy 17-27 rokiem życia. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy dokładnie tydzień później na ulice polskich miast wymaszerowało kilkadziesiąt tysięcy ludzi, stanowiąc jawny dowód na nieprawdziwość tejże tezy. Często zdarzyło mi się napotkać w tzw. "uczonych tekstach" pełne zgorszenia tony, jawnie wskazujące na to, jak współczesne zmiany zachodzące w wszelakich aspektach naszego życia mają zgubny wpływ na tradycję, dotychczas gloryfikowane wartości. Upadek, wzdycha wiele osób, upadek moralny, kulturalny i edukacyjny. Patrząc na sytuację w szkołach, czy też tę spotykaną za oknem, na ulicy, często ciężko nie zgodzić się z podobnymi opiniami. Jednakowoż, warto zwrócić również uwagę na to, iż "czasy się zmieniły". Afera wokół ACTA doskonale obrazuje przemianę sfery, w której współczesna młodzież wyraża siebie i swoją aktywność. Z konkretnych, namacalnych miejsc, przeniosła się do wirtualnej rzeczywistości.Co nie zmieniło faktu, iż w sprawach dla siebie ważnych, dalej potrafi wyjść na ulicę i okazać głebokie niezadowolenie, i to w dość, muszę przyznać, cywilizowany sposób. Wiele mówi się o tym, że kultura masowa dokonuje "prania mózgu", wpaja "standardowość", bezrefleksyjność. Po raz kolejny, słysząc takie wypowiedzi, trudno się z nimi nie zgodzić. Warte refleksji wydaje mi się jednak rozważenie kwestii dotyczącej tego, czy obecna sytuacja faktycznie wygląda aż tak tragicznie? Czy nie jest może tak, iż po prostu zmienił się sposób wyrażania siebie, miejsce dzielenia się swoimi poglądami, wzbudzania merytorycznych dyskusji z osobami o odmiennych opiniach?
"Afera" związana z ACTA, prócz swego ekonomicznego podłoża pokazuje, że wciąż istnieją pewne "dobra wspólne", których warto bronić.A owa zgnuśniała młodzież wciąż potrafi walczyć pod hasłem wolności, rozumianej w podobny sposób od czasów rewolucji francuskiej.


Filmiki o podobnej treści wyraźnie wskazują skalę problemu, jak i międzynarodowy charakter sprzeciwu.